Wywiad z Melisą

Wywiad przeprowadziłem z zespołem Melisa dla punkowego zine „Chaos w mojej głowie”, który ukazał się w grudniu 2021 roku roku. Zapraszam do lektury.

MELISA to polski zespół grający w klimatach amerykańskiego noise rocka i posthardcora lat 90-tych. Wydali do tej pory dwie płyty i zniknęli na parę lat. Jakiś czas temu wrócili do prób i jest szansa do ponownego grania pod nazwą MELISA. Od samego początku zespół tworzyli – Marcel i Mateusz, którzy od lat działają na scenie niezależnej: grając w różnych kapelach, organizują koncerty, piszą o muzyce itd. Postanowiłem w związku z tym przybliżyć czytelnikom grupę MELISA i pomęczyłem trochę chłopaków.

CHAOS: Kiedy i gdzie powstała MELISA? Kto ją tworzy?


Mateusz: Nasz pierwszy album wyszedł w 2015roku, nie pamiętam z jakim wyprzedzeniem powstaliśmy, ale 2014 rok to raczej bezpieczne szacunki. MELISĘ od początku tworzę ja z Marcelem. Wcześniej grał z nami Michał Stawarz, obecnie Antoni Zajączkowski, bardzo zdolny multiinstrumentalista, beatmaker i producent. Bardzo doceniam jego bandy. BEZGWIEZDNIE było dla mnie totalnym objawieniem. WILLA KOSMOS również bardzo mi się podoba.


Marcel: Próby odbywały się na Żoliborzu w Dizzy Dizzy. Jakoś tak się zwąchaliśmy z Mateuszem. Wydawało nam się, że wspólnie będzie nam się dobrze grało i od słowa do słowa, wpadłem na któryś weekend do Warszawy, zobaczyć co z tego wyjdzie. Bardzo szybko zagryzło, a materiał powstał bardzo naturalnie – przynajmniej z mojej perspektywy tak to wyglądało.

CHAOS: Noise rock to gatunek niszowy. Jakie kapele wywarły na Was tak mocny wpływ, że zdecydowaliście grać taką muzykę?


Mateusz: Różnie klasyfikowano naszą muzykę. Na pewno jest w niej pierwiastek noise rockowy, ale nie przeceniałbym tutaj roli inspiracji. Mam wrażenie, że to po prostu z nas wyszło. Nie było tak, że w założeniu mieliśmy grać noise rock. Po prostu wyszło nam coś, co jedzie, sprzęga i jest połamane. Tym bardziej, że noise rock, który mnie zapoznał z noise rockiem, nie był wcale bliski MELISIE. Jasne, że z polskich bandów szanowałem EWĘ BRAUN, ŚCIANKĘ czy SMAR SW. Jasne, że przerobiłem całe SONIC YOUTH i trochę klasyków no wave. Z drugiej strony, czy można powiedzieć, że noise rock to faktycznie taki niszowy gatunek? Dla mnie np. METZ, NO AGE czy GIRL BAND to melodyjny noise rock, a PLACE TO BURY STRANGERS to mocno noise’owy shoegaze. THE BODY czy FULL OF HELL brzmią często w bardzo radykalny sposób, a mają publikę na całym świecie. Czy to niszowe bandy? Zależy jaką miarą mierzyć, ale mierząc moją, kiedy możesz żyć z noise rocka, to to nie jest aż taka nisza. Nigdy nie jarałem się muzyką z tylko jednego gatunku, co najlepiej słychać, jeśli postawić MELISĘ obok innych moich kapel. Są tam punkty styczne, ale nie można mówić, że noise rock wywarł na mnie taki wpływ, że musiałem zacząć go grać. Życie wywarło na mnie taki wpływ, że wyszła muzyka, której elementem jest noise rock.


Marcel: To chyba bardziej kwestia wpływu, jaki wywierała na nas rzeczywistość, niż tego, jakich kapel słuchaliśmy i czy były one niszowe czy też modne. Dla mnie, granie głośnej i hałaśliwej muzyki stanowiło – i dalej stanowi – wentyl, przez który uchodzi nadmiar złych emocji, bezsilności. Zdecydowałem się na taki rodzaj muzycznej wypowiedzi, bo potrzebowałem tego. Myślę, że Mateusz mógł mieć podobnie, czuliśmy emocjonalną więź.

CHAOS: MELISA to nie jedyny zespół w którym udzielacie się. Możecie przybliżyć nam inne Wasze projekty lub kapele, które tworzycie lub w których graliście?


Mateusz: Ograniczę się tylko do tych, które pozostawiły po sobie jakiekolwiek nagrania: THE SPOUDS, historycznie najstarszy, bo jego zręby tworzyły się już w trzeciej klasie gimnazjum. Różne osoby słyszą tam różne rzeczy: post-hardcore, stary amerykański indie rock, post-punk czy shoegaze. Nagraliśmy 4 płyty. Nie wiem, kiedy wyjdzie ten numer „Chaosu”, ale jeśli nic się nie zepsuje to w grudniu gramy pożegnalny koncert. LORA LIE: dwie epki, które można znaleźć gdzieś w odmętach bandcampa. Zespół, w którym grał pierwszy perkusista THE SPOUDS i dwie moje koleżanki z liceum. Bardzo lubiliśmy PJ HARVEY, a wyszedł nam trochę blues, trochę alternatywa, trochę WARPAINT zanim powstał WARPAINT. BROOKS WAS HERE – w zależności od momentu działalności, trochę college rock, trochę screamo, trochę post hardcore, trochę math core. Trzonem składu przez lata byłem ja i Majkel, właśnie wróciliśmy po sześciu latach przerwy od grania. Mam nadzieję, że w obecnym składzie zostaniemy na dłużej. STING NIE ZAGRA Z KAZACHSTANIE – improwizowany, efemeryczny skład z surrealistycznym, yassowym vibem. ⅔ SOLI: improwizowany duet z Grzegorzem Henzlem. Noise, ambient i amerykański prymitywizm. HANAKO skład, w którym gram z Bibi, Pawłem Kowalewiczem i Krzyśkiem Sarośkiem. Zaczynaliśmy od rzeczy około-screamo’wych z Olesiem z WE WATCH CLOUDS i Yurą z BASTARD DISCO. Teraz można powiedzieć, że gramy rzeczy z pogranicza post-hardcore’a, math-core’a, indie rocka, pop punka, shoegaze’u i oczywiście twojego ulubionego noise rocka. Można powiedzieć, że jest to w tym momencie mój najbardziej regularnie funkcjonujący skład. SKLEPY CYNAMONOWE – krótko istniejący skład post-hardcore’owy z Maćkiem Misiewiczem (kiedyś FERNTILE HUMP i HARD TO BREATH), Majkelem (BROOKS WAS HERE) i Piotrkiem Siwickim (LAST PENANCE). Nie zagraliśmy żadnego koncertu, ale wydaliśmy epkę. Ostatecznie ja na niej zaśpiewałem, choć wyjściowo zespół miał wokalistę. Nie chcieliśmy, żeby materiał się zmarnował. Miałem jakieś epizody w innych składach, ale nie zagrzałem tam na tyle długo miejsca, żeby czuć się ich istotną częścią. Grałem też różne koncerty improwizowane, np. z Michałem Kasperkiem, Ochrą, Rayem Dickatym, Zofią Chabierą, Grzegorzem Kwapisińskim czy Teo Olterem. Co było dla mnie dużym zaszczytem, bo są to osoby i składy zjawiskowe w tej szufladce.

Marcel: Na co dzień gram w UGORACH i PRÓCHNIE. Z pierwszym zespole gramy w różnych konfiguracjach. Nagraliśmy kilka płyt o raczej negatywnym przesłaniu i patologicznej stronie polskiej wsi. Ostatnio trochę koncertowaliśmy, obecnie szykujemy się do wypuszczenia nowego materiału. W PRÓCHNIE natomiast gram z Bartkiem Leśniewskim i Arturem Sofińskim. Muzykę, jaką wykonujemy osadziłbym gdzieś między transem, industrialnym metalem a dubem. Bardziej czarna baśń, niż wakacje.

Fot. Joanna frota Kurkowska

CHAOS: Wasz debiutancki album nazywa się „Dla Melizy”. Gdzie go nagrywaliście i kto był wydawcą?


Mateusz: Nagrywaliśmy go u Gorana Miegonia w Sound 8. Wydawcami byli Boro i Asia (Music Is The Weapon).


Marcel: Było ciepło i jedliśmy pampuchy. Goran zabrał nas później na wycieczkę do Beki.

CHAOS: Jak wygląda sprawa koncertów i ile ich zagraliście? Z kim udało wam się dzielić scenę dotychczas i gdzie? Jak przyjmowana była muzyka MELISY przez publikę? Opowiedzcie nam coś o tym


Mateusz: Nie liczyłem zagranych koncertów. Zagraliśmy jedną dłuższą traskę z SIERŚCIĄ. Dzieliliśmy scenę z bardzo różnymi bandami. Z koncertów, które wspominam szczególnie dobrze wymieniłbym dwa, które zagraliśmy w Chmurach: jeden z WOLVES AT THE DOOR i TORN SHORE (wydany na kasecie „Koncert w Chmurach” przez Eurydykę), drugi ze ZŁOTĄ JESIENIĄ, również w Chmurach. Ludziom z reguły podobały się nasze rzeczy. Są osoby, dla których nasza muzyka była ważna.


Marcel: Z sentymentem wspominam koncert w Lipsku w opuszczonej kamienicy. Pamiętam go, ze względu na zbiorowe wychłodzenie, którego doznaliśmy nad ranem, ale też za niesamowity klimat, jaki panował tego wieczoru. SIERŚĆ zagrała świetny set, organizator polewał nam bimber, rozdałem kilka płyt za jointy. Przepływ energii był niesamowity.

CHAOS: Zespoły noise rockowe w naszym kraju to mała garstka. Na jakie warto zwrócić uwagę ?


Mateusz:
Przychodzi mi do głowy WELUR, ATOM SPLIT, TORPUR, LAXITY i FUTURE. Z drugiej strony, to znowu zależy od tego, jak to zdefiniować. CZECHOSLOVAKIA to świetny band, który ma w sobie dużo z DINOZAUR JR., a BEZ to piękny shoegaze’owy przelot. Są tam elementy noise’owe, ale czy to noise rock? Sam musisz rozsądzić. W końcu to Ty jesteś prezesem noise rocka w Polsce.

Fot. Joanna frota Kurkowska

CHAOS: Wydaliście jeszcze drugą płytę „Wszystkie nasze kwiaty będą gnić”. Gdzie była nagrana i wydana?


Mateusz: Nagraliśmy ją w Wielośladzie z Michałem Ścibiorem, a wydaliśmy ponownie w Music Is The Weapon.


Marcel: Ta sesja to był szybki strzał – sobota, niedziela i wklepane. Utwory na ten album napisaliśmy chyba w trzy weekendy, czwartego odbyły się nagrania.

Fot. Anna Kieblesz

CHAOS: Po wydaniu „Wszystkie nasze kwiaty będą gnić” nastąpiło parę lat ciszy. Nic nowego do tej pory nie ukazało się, ale doszły mnie słuchy, że ponownie coś pogrywacie pod nazwą MELISA. Zdradzicie nam jak to wygląda?


Mateusz:
Jeśli nic nieoczekiwanego się nie wydarzy, zdradzą to nagrania.

Fot. Joanna frota Kurkowska

CHAOS: Marcel otworzyłeś niedawno studio nagraniowe „Studio Cierpienie”. Opowiedz coś nam o tym.


Marcel: Od kilku lat pracujemy nad studiem z Karoliną, ale przez ten czas zyskaliśmy przyjaciół, którzy zaangażowali się w jego stworzenie, jak na przykład Krzysztof Kłos z zespołu TORTUGA. Mamy sporo miejsca, noclegi, kuchnię, i kilka fajnych sprzętów. Chcielibyśmy, żeby poza realizacją nagrań, można było u nas wypocząć. Budynek usytuowany jest z dala od większych miejscowości, a noce są bardzo ciche.

CHAOS: Marcel należysz do poznańskiej ekipy Miłość krąży, możesz opowiedzieć nam coś o niej?


Marcel: Miłość Krąży to stowarzyszenie sformalizowane na początku tego roku, zrzesza ona część poznańskiego podziemia (kapele takie jak QX, GOŁĘBIE, UGORY, PENSJONAT, PROFECI, WILLA KOSMOS, PĘTLA, FRONDA, FLEXI GENG, BEZ, PRÓCHNO i inne), pozwala na zapewnienie miejsca prób, organizacje koncertów oraz innych form działalności artystycznej. Współpracujemy również z poznańskim labelem Koty Records. Skupiamy się głównie na muzie niezależnej, ale mamy otwarte głowy. Można nas śledzić na fejsbuku https://www.facebook.com/milosckrazy oraz instagrmie.

CHAOS: Covid 19 namieszał sporo w świecie muzyki, jak myślicie dużo pozmienia się w nim? Ja mam nadzieję, że raczej nie. Zauważyłem np. duży wzrost młodych ludzi na koncertach, a zaliczyłem ostatnio kilka. Bardzo mnie to podbudowało. Macie jakieś swoje spostrzeżenia?


Mateusz: Mnie też ta świeża krew na scenie bardzo buduje. Widać po zajawce, że przynajmniej część z nich zatrzyma się na dłużej. Takiego peaku nowej publiczności nie pamiętam od kiedy gram. Jeśli chodzi o to, co Covid pozmienia. Wiele mądrych głów się na ten temat wypowiadało, więc pozwolę sobie nie wróżyć z fusów.


Marcel: Zauważyłem trochę nowych i młodych twarzy pod sceną. Zagrałem w tym roku tylko kilka koncertów z UGORAMI i PRÓCHNEM, ale na każdym z nich było kilkadziesiąt/sto osób. Bardzo różni ludzi przychodzili nas posłuchać – metalowcy, hipsterzy, ekipy ze środowisk punkowych, ale faktycznie serce rośnie, kiedy wśród publiczności jest dużo młodych. Zbyt dużo siedziałem w domu, żeby wyrokować czy stało się tak przez Covid. Niemniej uważam, że wciąż potrzebujemy koncertów, zarówno jako muzycy, jak i odbiorcy.

CHAOS: Na koniec chciałem zapytać was o najlepszą płytę, jaką ostatnio usłyszeliście, ciekawą przeczytaną książkę, najfajniejszy film i koncert, który zrobił największe wrażenie.


Mateusz: Z ciekawych książek wydanych w tym roku w Polsce na pewno wyróżniłbym „Cukry” Doroty Kotas, „Rozpływaj się” Anny Cieplak i „Łyski liczą do trzech” Olgi Hundt. Pierwsza to magicznie odrealniona opowieść o wyjątkowo okrutnych relacjach z rodzicami. Druga, chwytająca za gardło rzecz o grupie znajomych z Rudy Śląskiej, z przenikliwością w pokazywaniu całego systemowego backgroundu akcji, co jest charakterystyczne dla tej autorki. Trzecia to za to bardzo ciepła, w której główni bohaterowie są supermenami i batmanami na miarę naszej rzeczywistości, historia o sprzeciwie wobec przemocy. Fajny jest też „Informacja Zwrotna” Jakuba Żulczyka, choć o tej książce akurat myślę, że słyszała większość osób. Z zagranicznej literatury śledzę wydawnictwo Pauza i „Halibut Na Księżycu” Davida Vanna, dotyczący ostatnich dni z życia jego ojca, jest wstrząsający. Koncert: UGORY w Hydrozagadce. Pooglądałem trochę fajnych rzeczy na Soundrive, ale nie przeżyłem niczego porównywalnego. Film? Jestem świeżo po „Weselu” Smarzowskiego i myślę, że dotyka on bardzo ważnych spraw. Podobał mi się też norweski film „On” dotyczący tego, co media lubią nazywać „kryzysem męskości”. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie o płyty. Słucham dużo muzyki. Głębiej myślę o tym dwa razy w roku, kiedy wrzucam na facebooku moje ulubione albumy półrocza i roku. Możesz skopiować moją ostatnią listę. Powinienem wrzucać jakoś w lipcu.


Marcel: Szczególne miejsce w moim sercu zajmują występy zespołów z okazji otwarcia Studia Cierpienie. Tego wieczora zagrali HANAKO, BEZ, SOIL TROTH/MATEUSZ ROMANOWSKI oraz SKINNY GIRLS, których to set był poruszający do granic i to chyba mój numer jeden jeśli chodzi o rok 2021. Z pozostałych koncertów, które zrobiły na mnie ostatnio duże wrażenie wymieniłbym zespół DOLA w warszawskiej Hydrozagadce, KRÓLÓWCZANA SMUGA na Fali Occult Dźwięku oraz TENTENT na Fląder Festiwal. Czytam właśnie „Please, kill me”, więc żadna to polecajka, kiedy wszyscy znają. Polecę za to epkę ULICY – Produkcja Cagła, nagraną w zamkniętym pokoju podczas kwarantanny.

Maku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *