Wywiad z Guiding Lights

Wywiad przeprowadziłem z zespołem Guiding Lights dla punkowego zine „Chaos w mojej głowie”, który ukazał się w czerwcu 2019 roku roku. Zapraszam do lektury.

GUIDING LIGHTS to młoda ekipa z Warszawy. Wychowani na muzyce gitarowej lat 90., w swej twórczości inspirują się m.in. kapelami z Sub Pop Records. Uwielbiają HÜSKER DÜ. Melodyjne wokale i brudne gitary to połączenie, które plasuje ich na niezbyt często uczęszczanej przez polskie kapele ścieżce z noise popem. Miałem okazję robić im koncert w gdyńskiej Desdemonie. Fajna i miła z nich ekipa. Mają już na swoim koncie dwie duże płyty. Przepytałem całą trójkę. Odpowiadali: Łukasz, Asia i Piotr. Zapraszam do lektury. Maku.

CHAOS: Kiedy i gdzie powstał zespół GUIDING LIGHTS? Kto go założył?


Łukasz: Piotrka poznałem podczas nagrywania jego zespołu, SLOW ERASE. Okazało się wtedy, że dobrze się dogadujemy i lubimy tę samą muzykę. Ustaliliśmy też, że super byłoby coś razem zagrać. Asia (wraz ze swoim chłopakiem Emilem) była moim wydawcą – w Jasieniu wyszła moja kaseta. Na jesieni 2015, kiedy mój ówczesny zespół TEST PRINTS zakończył działalność, zaprosiłem Asię i Piotrka do grania piosenek, które wtedy miałem w dużej mierze gotowe.


Asia: Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że Łukasza oficjalnie poznałam przy okazji nagrywania debiutu ZŁOTEJ JESIENI. Kiedy dowiedziałam się, że jego zespół TEST PRINTS zawiesza działalność, postanowiłam odezwać się do niego, bez większej nadziei, że cokolwiek z tego wyjdzie. Łukasz podesłał mi nagrania demo oraz tabulatury i ustaliliśmy pierwszą próbę na 15 listopada. Na niej poznałam Piotrka i tak to się zaczęło. Minęło kilka prób, zanim zaczęliśmy rozmowy o jakiejś nazwie. Wtedy już nabrałam większej pewności, że ten projekt przerodzi się w coś poważniejszego.


CHAOS: Jaka muzyka inspirowała was przy zakładaniu kapeli? Jaki kierunek chcieliście obrać zakładając ją?


Łukasz: Kiedy powstawało GUIDING LIGHTS miałem napisane 10 piosenek, inspirowanych (w moim mniemaniu) wczesnymi płytami Simona i Garfunkela, Belle & Sebastian i Veronica Falls, ale chciałem je grać głośno i szybko, jak HÜSKER DÜ. Po dwóch płytach z piosenkami skręciliśmy trochę w inną stronę, porzuciliśmy Portland i Seattle, udając się w stronę Louisville i Chicago.


Piotr: Po dłuższym okresie grania wyłącznie w zespołach hc/punkowych pomysł, by spróbować pograć muzykę z większą ilością melodii wydawał mi się bardzo świeży i ciekawy. Od początku największą inspiracją były dla mnie HÜSKER DÜ
i GUIDED BY VOICES. Nie jestem pewien czy w naszej muzyce słychać ich wpływy, ale to gigantyczne kapele i wydaje mi się, że nie da się grać melodyjnej gitarowej muzyki bez jakiejś formy odniesienia do ich twórczości. Asia i Łukasz to bardzo pracowite i zdolne osoby, więc dla mnie inspirująca jest sama możliwość grania razem i testowania nowych pomysłów. Nasze podejście ciągle się zmienia; obecnie sporo eksperymentujemy z metrum i brzmieniem, i nowy set, który szykujemy na kwietniowe koncerty będzie zupełnie inny, zdecydowanie bardziej noise rockowy.


Asia: Jak powiedział Łukasz, przy zakładaniu pomysły były trochę inne niż kierunek, w którym idziemy w tej chwili. Obecnie nie pracujemy już tak, jak na początku; inspiracje też poszły w różne rejony – każdy przynosi pomysły z innego worka. W moim przypadku ten worek to obecnie EWA BRAUN, BEAK i KURWS.


Łukasz: W naszym piosenkowym wcieleniu ja grałem bardzo dużo, teraz gram zdecydowanie oszczędniej – znacznie ważniejsza w naszych nowych piosenkach jest sekcja rytmiczna. Porzuciliśmy prawie kompletnie system dur/moll i metrum 4/4. Staram się przynosić pomysły kompletnie spoza muzyki rockowej – i na przykład mamy kilka utworów w skalach typowych dla jazzu, ale zagranych zupełnie nie-jazzowo.



CHAOS: W jakich wcześniej grupach graliście? Czy to wasz pierwszy zespół?


Łukasz: Grałem w kilku różnych zespołach od czasów liceum, potem, po zamieszkaniu w Warszawie, na początku XXI wieku, nie znałem nikogo, z kim bym mógł grać. Dość długo występowałem sam, w ramach Warsaw Electronic Festival i środowiska harsh noise. Od 2011 grałem też w improwizującym noise rockowym trio HUN z Grześkiem Zawadzkim (THAW, SIGIHL) i Tomkiem Juchniewiczem (MIR, ZWIERZĘ NATCHNIONE, BOANERGES). Do grania piosenek wróciłem w zespole TEST PRINTS z Asią Jurczak i Maćkiem Misiewiczem. TEST PRINTS wydało dwie kasety u Michała Biedoty, w specjalnie powołanym przez niego labelu Soup Bob, po czym zakończyło działalność w 2015.


Piotr: Zanim zacząłem grać z Asią i Łukaszem, grałem w kilku zespołach hc/punkowych. Te, z którymi udało mi się zagrać przynajmniej parę koncertów i coś nagrać to: GOVERNMENT FLU, CZERW NARODU, SLOW ERASE i HEATSEEKER.


Asia: GUIDING LIGHTS to mój pierwszy zespół w życiu. W Łodzi nie wkręciłam się w żadną „scenę”, więc jak już kupiłam bas, to w zasadzie tylko dla siebie, bo zwyczajnie nie miałam z kim grać (w sensie zespołu), albo nie wiedziałam, do kogo się odezwać. Do tej pory ciężko mi w sumie powiedzieć, czy istnieje jakieś „podziemie” w Łodzi, z którym muzycznie byłoby mi po drodze – zespołów trochę jest, ale nie w moim klimacie.
Wszystko zmieniło się po przeprowadzce do Warszawy, gdzie trafiłam w sam środek niezależnej sceny, pomiędzy ludzi, którzy grają w minimum jednym zespole i gdzie powstają coraz to nowe składy grające rzeczy, których chciałam słuchać i w których mogłabym grać.

CHAOS: Wasze granie określiłbym mianem noise popu. Kojarzy mi się z kapelami grającymi w latach dziewięćdziesiątych – HAZEL, POND i SUPERCHUNK. Znacie je?


Łukasz: W latach 90. słuchałem głównie MUDHONEY, SONIC YOUTH i SWANS; SUPERCHUNK znałem bardzo pobieżnie i to głównie dlatego, że zostali wymienieni w jednej piosence z płyty „Experimental Jet Set, Trash and No Star”. O dwóch pozostałych dowiedziałem się od ciebie.


Piotr: Znam POND i SUPERCHUNK, zdecydowanie wolę ten drugi, ale raczej nie słucham ich zbyt często. Pamiętam, że jednym z pierwszych zespołów, który pojawił się w naszych rozmowach, jako wspólna inspiracja był THE THERMALS. Hasło „90’s rock” oznacza pewnie dla różnych osób coś zupełnie innego. Zdecydowana większość muzyki, której słucham na co dzień, pochodzi z lat 80. i pierwszej 90., więc lista wszystkich inspiracji musiałaby być bardzo długa. Jeśli chodzi o 90’s to na pewno znalazłyby się na niej klasyki: JAWBREAKER, SEBADOH, GUIDED BY VOICES i SONIC YOUTH.


Asia: Szczerze mówiąc poznałam je od ciebie, kiedy graliśmy w Gdyni, nie słyszałam o nich wcześniej. Świetne granie, wracam sobie do nich czasem.

CHAOS: Pierwszy wasz duży album „New Ways To Feel Bad” został wydany przez krakowski label Instant Classic. Szczerze mówiąc trochę odbiegacie muzycznie od profilu tej wytwórni. Jak doszło do tego, że właśnie oni was wydali?


Łukasz: Jedynym piosenkowym zespołem, który wydawał wtedy w Instancie, było WILD BOOKS, który bardzo lubię. Pomyślałem, że skoro oni z piosenkami wpasowali się pomiędzy Zimpla a Ziołka, to my też możemy spróbować. Wysłałem Maćkowi, odpowiedzialnemu za A&R nasze dwie piosenki i spytałem, czy może byliby zainteresowani. Maciek odpisał, że wydają mu się zbyt piosenkowe, ale że chętnie usłyszy więcej. Za parę miesięcy wysłałem już gotową płytę i Maciek napisał, że owszem – byliby zainteresowani jej wydaniem.



CHAOS: Gdzie został nagrany materiał na debiutancki album „New Ways To Feel Bad”?


Łukasz: „NWtFB” zostało nagrane częściowo (bas i perkusja) w Studio Axis Audio Marcina Buźniaka, a częściowo w naszej ówczesnej sali prób, która mieściła się w piwnicy tegoż studia.


Piotr: Marcin prowadzi „Axis Audio” razem z Piotrkiem Staniszewskim; jest bardzo dobrym inżynierem i prawdziwym nerdem, jeśli chodzi o profesjonalne podejście do nagrań (w najlepszym tego słowa znaczeniu), więc współpracowało nam się bardzo dobrze. Szczerze polecam wszystkim to miejsce.


Łukasz: Tak, warto wspomnieć, że to Marcin wyprodukował pierwszą polską płytę, która wyszła w Sub Popie.



CHAOS: Wystąpiliście na OFF-ie w 2017 roku. Jak wam się grało na takim dużym festiwalu?


Łukasz: Wysłałem nasze zgłoszenie na OFF bez oczekiwania, że nawet odpiszą. Byliśmy mocno zaskoczeni, kiedy dwa miesiące później dostaliśmy zaproszenie. Po latach grania w małych klubach, OFF zszokował nas profesjonalnym podejściem – mieliśmy swoją opiekunkę, która pilnowała, żebyśmy na czas trafili na scenę, a akustycy nie kręcili nosem na to, że nie chcemy głośniej śpiewać. Graliśmy bardzo wcześnie, był to chyba pierwszy koncert festiwalu na tej scenie i wydawało mi się, że niewiele osób się pojawiło. Dlatego zawsze jestem miło zaskoczony, jak ktoś zupełnie nieznajomy mówi, że widział nas na OFF-ie. Super też było przed koncertem udzielić wywiadu DJ Morgan ze stacji KEXP.


Piotr: Dla mnie to był pierwszy w życiu koncert na tak dużej scenie i miałem oczywiście gigantyczną tremę. Wszystko zostało jednak bardzo profesjonalnie zorganizowane i nagłośnione, więc pod względem technicznym było bardzo komfortowo. Wszystkie zespoły, które grały w 2017 roku na tym festiwalu, były większe i lepsze od nas, więc możliwość wystąpienia na takiej imprezie była dla mnie wielkim wyróżnieniem.


Asia: To było bardzo ciekawe doświadczenie, jednak, jak patrzę na nie teraz, to mam poczucie, że trochę za wcześnie zagraliśmy. Nie chodzi mi o godzinę koncertu, a o moment rozwoju zespołu. Wydaje mi się, że teraz moglibyśmy zaprezentować się z ciekawszej strony, ale przecież, kiedy przychodzi ten mail z propozycją zagrania, to pierwszym odruchem nie jest „mmmm, no może jednak nie”. Mnie ten koncert przyniósł sporo radości, mimo dużego stresu. Nie do końca wszystkiego wtedy dopilnowaliśmy – jednak stres mocno dał o sobie znać. Ale warto było wszystko przeżyć, żeby zobaczyć największą dotychczas publiczność na naszym koncercie i po to, żeby móc udzielić wywiadu KEXP. Żeby zobaczyć, jak wygląda granie na tak dużym festiwalu – jak wszystko jest zorganizowane i poukładane. I żeby móc postalkować SHELLACA na backstage.



CHAOS: Jak sprawa koncertów? Gracie ich dużo? Z kim udało wam się dzielić scenę dotychczas i gdzie? Opowiedzcie nam coś o tym.


Piotr:
Najczęściej grywamy z BASTARD DISCO, którzy są dobrymi kolegami, a jednocześnie to świetny i bardzo dobrze zgrany zespół. Moim zdaniem najlepsze koncerty zagraliśmy dotąd u Radka w klubie Storrady w Szczecinie. Jest to zupełnie niezwykłe miejsce – pomiędzy domem kultury, małym barem i domkiem na działce. Wszystko mieści się w niewielkim budynku położonym pośrodku miejskiego parku. Park przed wojną był cmentarzem, a sam domek powstał, by zapewnić dach nad głową lokalnemu grabarzowi. Fantastyczne miejsce i super publiczność. Poza tym miło wspominam Łódź i oczywiście klub Pogłos w Warszawie, który jest od lat najlepszym źródłem muzyki na żywo w mieście. Bardzo się cieszę z każdej możliwości grania dla ludzi i uważam nas za szczęściarzy, że możemy to robić.


Łukasz: Dokładnie tak – Radek Soćko zbudował doskonale wyszkoloną, karną publiczność i stał się jedną z instytucji niezalu, przez co na zagranie w Domku Grabarza trzeba czekać teraz kilka miesięcy.


Asia: Wcześniej graliśmy sporo pojedynczych koncertów, głównie w Warszawie, w ramach supportu, ale też w Szczecinie, Łodzi, Gorzowie, Krakowie, Sochaczewie dzieląc scenę najczęściej z BASTARD DISCO czy EVVOLVES. Mamy też w dorobku rozgrzewanie przed ARTYKUŁAMI ROLNYMI, THE DUDS, SO SLOW czy SIKSĄ. Zaliczyliśmy zarówno granie dla sporej, jak na nas, publiki na Offie, jak i granie dla nikogo w Toruniu (prawie – pod sceną byli niezawodni BASTARDZI i organizatorzy). W moim sercu specjalne miejsce mają: oczywiście pierwszy ever koncert w kultowej Eufemii (obecnie jej drugie wcielenie to Młodsza Siostra) oraz wszystkie koncerty zagrane w Domku Grabarza.
Ponieważ Piotrek mieszka teraz dość daleko od Warszawy, odpuściliśmy granie ad hoc jako support na rzecz rzadszych, ale bardziej zorganizowanych mikro tras koncertowych. Najbliższą taką trasę mamy zaplanowaną na kwiecień, jedziemy z BASTARD DISCO do Krakowa, Bytomia, Lublina i być może jeszcze coś po drodze dodamy.



CHAOS: Dwójka z was mieszka w Warszawie. Możecie polecić nam jakieś ciekawe, wg. waszego uznania, lokalne kapele?


Łukasz: Z zespołów, które już nie grają, najbardziej tęsknię za BEZGWIEZDNIE. Po ich pierwszym koncercie, który widziałem, miałem mikrozałamanie – po co mam grać, skoro jest taki zespół. Niestety, zakończyli działalność, nie zostawiając po sobie żadnych nagrań. Wielka szkoda, bo mimo młodego wieku, był to w pełni uformowany zespół, który dokładnie wiedział, co chce grać, jak ma brzmieć i umiał to osiągnąć. Z istniejących warszawskich zespołów (oprócz BASTARD DISCO, bo to prawie rodzina) najbardziej lubię HANAKO i ZWIDY – jeden i drugi polecam na żywo.


Asia: Dorzucę do polecajek parę fajnych solowych projektów muzyków znanych z różnych zespołów, którzy solo robią zupełnie inne rzeczy niż w zespołach. A zatem:
DEADLY FIREND – solowy projekt Bibi z HANAKO i EVVOLVES, SOUR GOLD CICADAS – solowy projekt Pawła z THE SPOUDS i EVVOLVES. Solowe albumy Teo Oltera.

CHAOS: Macie na swoim koncie splita z BASTARD DISCO. Jak doszło do tego i dlaczego to akurat kaseta magnetofonowa, a nie winylowa 7″

Piotr: Jak wspomniałem BASTARD DISCO to super koledzy, mamy za sobą kilka wspólnych wyjazdów i mam nadzieję na wiele następnych. Wydaje mi się, że idea splitów nie jest obecnie szczególnie popularna, znacznie częstsze są „kolaboracje” lub wspólne gościnne nagrania, ale zawsze bardzo podobał mi się ten pomysł, ponieważ łączy „ekonomiczne” podejście do wydawania muzyki, z trochę starodawną formą scenowego koleżeństwa. Format kasetowy jest tani, poręczny i umożliwił zrealizowanie tego wydawnictwa w 100% DIY, łącznie z nagraniem i oprawą graficzną, które zrobił Paweł Cholewa.


Łukasz: Pomysł na split był naturalną konsekwencją częstych wspólnych wyjazdów – pomyśleliśmy, że skoro występujemy razem, to fajnie by było mieć jakieś wydawnictwo, na którym jesteśmy razem. Od początku traktowaliśmy ten split jako dokument, pamiątkę, przedmiot kolekcjonerski. Gdybyśmy chcieli wytłoczyć siódemkę, musielibyśmy zrobić minimum 100 sztuk i musiałaby kosztować sporo – jedno i drugie nie pasowało do naszej koncepcji. Mamy też nadzieję, że przez to, że wyszło tylko ok. 30 sztuk, stanie się gorącym towarem na discogsie.


Asia: Pomysł splita pojawił się jakoś koło wiosny 2018, oba zespoły były w podobnej pozycji „pomiędzy” płytami i chcieliśmy w jakiś mało angażujący sposób o sobie przypomnieć, stąd całość miał być full DIY (łącznie z nagrywaniem i wydaniem). Forma wyszła z prostej kalkulacji – sfinansowanie kasety było znacznie bardziej osiągalne niż zrobienie winyla.



CHAOS: Najnowsza płyta GUIDING LIGHTS „Not Much War” ukazała się również w Instant Classic Records. Polubili was. Opowiedzcie coś o ostatnim materiale.


Piotr: Z mojego punktu widzenia nagrywanie bębnów na „Not Much War” odbywało się pod sporą presją, dosłownie w przededniu mojej wyprowadzki z Polski. Miałem tylko kilka studio-godzin na nagranie ścieżek na płytę GUIDING LIGHTS i 12″ HEATSEEKER. Było to dość stresujące i fizycznie wyczerpujące przeżycie. Bardzo pomógł mi Piotrek Siwicki, który na przemian pocieszał i motywował, za co jestem mu wdzięczny (5!). Kawałki na nową płytę powstawały w dłuższym okresie czasu niż w przypadku pierwszej i spodziewałem się, że różnice między wczesnymi i późniejszymi numerami będą słyszalne. Większość komentarzy, jakie zebraliśmy skupia się jednak raczej na tym, że materiał brzmi spójnie, co traktuję jako komplement.


Łukasz: „NMW” jest w 100% płytą GUIDING LIGHTS, ponieważ piosenki były pisane z myślą o tym, że będą wykonywanie przez Asię i Piotrka. W przypadku pierwszej płyty większość piosenek powstała zanim powstał zespół z założeniem, że być może będę musiał nagrać wszystko sam – stąd też były łatwiejsze do zagrania. Przy „NMW” wiedziałem, że Asia i Piotrek potrafią zagrać więcej i lepiej, niż ja bym to zrobił, więc mogliśmy grać szybsze i bardziej złożone rzeczy.
Poza tym materiał jest dużo szybszy i bardziej spójny, ale też staraliśmy się, żeby w każdym utworze było jakieś urozmaicenie – przełamanie, zmiana tempa/metrum, albo zatrzymanie. Jeśli chodzi o sam proces nagrywania, to zrobiliśmy to podobnie do pierwszej płyty – nagranie perkusji i master zostawiliśmy w rękach profesjonalistów, całą resztę zrobiliśmy sami.


Asia: W moim odczuciu na drugiej płycie rozwinęliśmy trochę piosenkową formułę z pierwszej. Tak jak na pierwszej mieliśmy w zasadzie już kompletne/gotowe kompozycje, tak druga płyta to było pracowanie nad szkicem gitarowym i tekstem. Myślę, że udało nam się je trochę bardziej wzbogacić, choć jednocześnie mam świadomość, że dla kogoś z zewnątrz wszystkie smaczki i rozwinięcie formy nie będą aż tak widoczne, jak nam może się wydawać. To trochę jak z podcinaniem długich włosów – wydaje ci się, że dramatyczna zmiana, a połowa znajomych nawet nie zauważy, że cokolwiek się zmieniło. Finalnie na pewno druga płyta jest bardziej spójna i szybsza i taki też jest jej odbiór na zewnątrz, co mnie cieszy.



CHAOS: Łukasz coś wspominałeś, że najnowsze nagrania idą już w innym kierunku. Możesz coś nam zdradzić?


Łukasz: Kiedy Piotrek wyjechał do Berlina nie przestaliśmy grać z Asią prób, ale rozmawialiśmy, że fajnie byłoby teraz zrobić to inaczej. Do tej pory było tak, że ja przynosiłem piosenkę w różnym stopniu zaawansowania i pracowaliśmy nad nią. Przy wymyślaniu nowych rzeczy postanowiliśmy zrobić wszystko na odwrót: punktem wyjścia będzie bas i perkusja, a gitara będzie tylko je uzupełniać, unikamy klasycznego metrum 4/4 i grania akordami na rzecz bardziej kanciastych i atonalnych motywów. Wydaje mi się, że trudno teraz znaleźć jeden zespół-punkt odniesienia do tego, co teraz gramy. Staram się, żeby w mojej grze było teraz mało Hutcha Harrisa, a więcej Freda Fritha i Elliotta Sharpa, oczywiście na miarę moich możliwości i umiejętności.



CHAOS: Na koniec chciałem zapytać was o najlepszą płytę, jaką ostatnio usłyszeliście, ciekawą przeczytaną książkę, najfajniejszy film i koncert, który zrobił największe wrażenie.


Łukasz: W tym roku widziałem jeszcze niewiele koncertów, więc top 3 z ubiegłego to RADIAN w Spatifie, TRUPA TRUPA w Trójce i TOCOTRONIC w Columbiahalle. Książek mam mnóstwo napoczętych i zamiast tego polecę komiks „Sabrina” – bardzo mocna rzecz o współczesnej Ameryce. Najlepsza płyta 2019, jeśli nic się nie zmieni, to będzie płyta TRUPY TRUPA, która ukaże się w Sub Popie. Słyszałem fragmenty i jest to zdecydowanie najlepsze, co do tej pory nagrali. Z innych płyt na ripicie mam ostatnio SHELLACA na zmianę z JUNE OF 44. Czekam też na płytę BLACK MIDI.
Jeśli chodzi o filmy, to ostatnio trudno mi się czymś mocno zachwycić. Ostatnia względna nowość, która zachwyciła to „3 bilboardy za Ebbing, Missouri”; podobała mi się też „Suspiria”.


Piotr: Czytam obecnie „Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy” E. Vulliamy i uważam, że to świetny reportaż. Duże wrażenie zrobił na mnie koncert LOW w styczniu w klubie Sankt-Peter we Frankfurcie. Jest to bardzo profesjonalna sala koncertowa w nieczynnym kościele, który pomimo zmiany wystroju zachował oryginalne, bardzo dobre warunki akustyczne. Nie byłem przekonany do „Double Negative”, ale na koncercie wszystko zabrzmiało rewelacyjnie. Jeśli chodzi o film to podczas ostatniej wizyty w Warszawie obejrzałem z Łukaszem dokument „Breadcrumb Trail”, który niesamowicie mnie wciągnął. Wracam do niego prawie w każdy weekend! SLINT jest dla mnie obecnie zdecydowanie numerem jeden muzycznych i stylistycznych inspiracji.


Asia: Zauważam ze smutkiem, że od dłuższego czasu w muzyce nie potrafię w nic tak konkretnie się wkręcić, jak potrafiłam jeszcze z 10 lat temu. Mam wrażenie, że wszystko brzmi jak coś, co już kiedyś słyszałam, nie polecam nikomu mieć tego uczucia. Ale żeby nie było, że zupełnie nie słucham muzyki – ostatnio katuję regularnie wręcz pierwsze dwie płyty BEAK i moja miłość do tego zespołu, mam nadzieję, nie przeminie za szybko. Mam wkrętkę w wyszukiwanie winyli z fajnymi okładkami na różnych targach staroci, wyprzedażach garażowych, etc. W ten sposób trafiłam na absolutnie genialne dwie płyty: soundtrack do filmu „Bilitis” i składankę „Die Neue Deutsche Welle. Alles fur zuhause”.
Jeśli chodzi o książki to polecam „Pułapki Myślenia” Daniela Kahnemana. Trochę cegła, ale w niesamowicie jasny sposób tłumaczy, jak bardzo możemy się mylić, gdy jesteśmy przekonani, że mamy rację. I jakie mogą być tego konsekwencje.
W kategorii film spore wrażenie zrobiły na mnie dwa tytuły: izraelski „Fokstrot” – w bardzo dużym skrócie, to obraz o rodzinie, która mierzy się ze śmiercią syna w trakcie służby wojskowej. Historia jest jednak z twistem, pełna absurdu i groteski, z fantastycznymi zdjęciami. Włazi do głowy i siedzi długo w pamięci. „Tamte Dni Tamte Noce (Call me by your name)”. To prosta historia o młodym chłopaku przeżywającym pierwszą miłość w trakcie wakacji. Sposób, w jaki jest podana na prawdę robi wrażenie, wszystko, co istotne dla fabuły jest między dialogami. I na deser świetny podsumowujący monolog ojca głównego bohatera i ściskający za gardło finał. Koncertowo po dłuższym okresie posuchy (niewiele zobaczyłam przez ostatnie dwa lata), na topie u mnie są THE DUDS i LIGHTNING BOLT. Dwie petardy różnego jednak kalibru, ale jak satysfakcjonujące w odbiorze na żywo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *