Wywiad z Przemkiem Drążkiem (Krzycz, Rope, Mako Sica)

 
Kolejny wywiad, który przeprowadził z Przemkiem Drążkiem, drugim członkiem zespołu Krzycz dla punkowego zina „Chaos w mojej  głowie”. Przemek od 17 lat mieszka w Chicago i cały czas jest aktywny muzycznie, gra obecnie w kapeli Mako Sica. Zapraszam do przeczytania tego wywiadu. Wsparcie duchowe i nie tylko Magda A.

Witaj Przemku.Po przeprowadzonym wcześniej wywiadzie z twoim przyjacielem Robertem postanowiłem zrobić wywiad także z tobą. Należy ci się to po tylu latach grania. Zacznijmy więc od pierwszego pytania dotyczącego okresu grania w szczecińskiej formacji KRZYCZ. Opowiedz nam wszystko o tym okresie w twoim życiu. O graniu, koncertach, ludziach i jak to wszystko wyglądało w latach 90. Jak grało się w jednej z pierwszych kapel noise rockowych w Polsce?
Dzięki Jarek za determinację i odnalezienie nas, bo nie oszukujmy się, dzieli nas bardzo duża odległość. W momencie, kiedy odpowiadam na te pytania u was jest 5 nad ranem, a tu jeszcze wieczór. Mówisz, że należy mi się wywiad po tylu latach grania? Powiem tak , to ogromny komplement, Jarku, że tak myślisz. Szczerze mówiąc, to tak naprawdę kompletnie się nie orientowałem, co może się dziać na polskiej scenie underground. Jestem w Chicago już prawie 17 lat, ale cały czas staram się być aktywny na tutejszej scenie. Czasami widzę na Facebooku, gdy nasz dobry kolega Sebastian Grzelak coś napisze lub wrzuci jakieś kawałki z YouTube, ale to wciąż za mało, żebym ogarnął, co i jak.Wróćmy jednak do Krzycz  i tych pięknych, trochę beztroskich lat 90. Pamiętam jak cała nasza czwórka spotkała się w Poznaniu na koncercie Nomeansno, to był rok1994, październik, o ile dobrze pamiętam. Ja przyjechałem pociągiem z Maćkiem, naszym garowym, Robert samochodem z parom kumplami, a Artur,basista, chyba z ekipą od siebie czyli z Lęborka. Parę tygodni po tym wydarzeniu mieliśmy już pierwsza próbę u mnie w garażu. Mój ojciec był marynarzem i przez długi okres go nie było w domu, tak więc garaż był praktycznie wolny. Arturo miał pomysł i wizję oraz propozycję nazwy, Krzycz . Od razu wyczuliśmy, że gościu jest konkretny i ruszyliśmy ostro z próbami. Noise rock był mi dość obcym terminem, byłem ogromnie głodny i chłonny na nową ciekawą i inną muzę. Zaczynałem jako punkowiec, zresztą praktycznie cały Krzycz to byli punkowcy. Nazwałeś nas jedną z pierwszych kapel z gatunku noise? To trochę wyszło spontanicznie, bo jeśli słuchasz kasety „Novum”, to nasze ostatnie dwa numery ocierają się o noise. Myślę, że tak naprawdę to od momentu, kiedy Robert dołączył do nas (styczeń-luty 1995), pamiętam jak po przyjeździe z koncertu Today Is The Day zaczął nas wszystkich zarażać tą właśnie muzyką. Tak naprawdę na naszej scenie underground lat 90. jedynie Artur był w miarę zorientowany. Nikt z nas nie kojarzył kapel takich jak Ewa Braun , Artek jedynie z racji położenia geograficznego Lębork-Słupsk, a w Szczecinie studiował na „polibudzie” właśnie u nas w grodzie gryfa. Wiesz Jarek,dzisiaj miałem pierwszy raz w życiu okazję zamienić parę słów na necie z Irkiem Swobodą z grupy THING. Teraz, jak tak patrzę z zupełnie innej perspektywy, to chłopaki z Gdańska byli również prekursorami noise w kraju, a najdziwniejsze jest to, że w ogóle o sobie nie wiedzieliśmy.Trochę żal, bo Szczecin-Gdańsk to, kurde, rzut beretem. Może dla was nie bardzo, ale będąc tutaj,w Stanach, to wydaje się cholernie blisko. Tamte czasy były tragiczne, jeżeli chodzi o sprzęt do grania. Ciężko było robić taką muzę,a biorąc pod uwagę grupy z Amphetamine Reptile, jak Janitor Joe, dzieliła nas przepaść, jeśli chodzi o brzmienie i intensywność i jakość. Pamiętam jak graliśmy w Minneapolis (2004-czasy Rope ) z kapelą Joachima Breuera Fuck You Whitiey, później mu to wypomniałem w żartach,grał też Matt Entsminger na bębnach. Powiedziałem im, że przyjeżdżają do Polski z zajebistym sprzętem i niszczą muzycznie! Oczywiście to byli świetni muzycy z długim stażem głośnego grania. Tak teraz sobie pomyślałem o basistce Kristen, totalna strata,niesamowity muzyk i strasznie przykra historia, że jej ostatni gig był właśnie w Szczecinie, w klubie Słowianin. Kiedyś miałem okazję być w NY City w 2009 roku przed koncertem Cecila Taylora. Byłem tam wraz z moim dobrym przyjacielem Jimem, który jest z Fargo, miasta gdzie powstał Hammerhead , zresztą świetny kumpel Paula. Byliśmy w pubie na paru piwkach przed koncertem, a z racji tego, że to był poniedziałek i było mało ludzi, to był to dobry czas na rozmowę. Padło pytanie o Kristen, jego byłą dziewczynę.Trochę czasu minęło…Paul powiedział nam całą prawdę jak było. To było co innego niż to, co kiedyś czytaliśmy w „Outside” lub co pisały inne fanziny. Trochę powspominaliśmy Szczecin i tamten koncert i on sam był w szoku, że dokładnie ich pamiętałem. Ale oni przecież byli inspiracją Krzycz. Ludzie w tamtych latach byli zajebiści, pamiętasz ten kraj, który przechodził różne transformacje, totalny bałagani ta nasza scena to też był pewien chaos. Kapele crust punk z Finlandii montowane za pięć dwunasta i jazda w Polskę na trasę,a później turne po Czechach, itd. Były to ciekawie czasy. Pamiętam jak graliśmy w Gdyni, gdzieś na działkach, totalne odludzie na pierwszy rzut oka.Pamiętam,że przejeżdżaliśmy obok stadionu SKS Bałtyk. Koncert w jakiejś świetlicy, ludzi masa, środek dnia, a akustyk tak nawalony, że kompletnie nie wiedział, o co chodzi, ale efekt końcowy-miazga. Coś, czego mi tutaj w Chicago brakuje,to ten nasz polski entuzjazm, wszyscy żyli tymi koncertami kapelek lokalnych czy tych skandynawskich, czy też oczywiście grup z USA. Wszyscy moi znajomi, którzy grali w Europie zawsze ciepło wypowiadaj się o Polsce. Coś w tym musi być. No nic, u mnie już pierwsza w nocy, słucham przyjemnej arabskiej muzyki i szukam nowych pomysłów, bo montujemy ciekawy projekt, ale to dopiero początek.Jutro będę musiał przełożyć te pomysły na gitarę i zrobić to po swojemu.
Grałeś również w innych kapelach w Polsce oprócz Krzycz. Jakie to były zespoły i co grały ? Co wtedy ciebie inspirowało muzycznie, jakie kapele robiły na tobie największe
wrażenie?
Zaczynałem w punkowej kapeli Klinika Zdrowego Człowieka. To były lata 1992-94. Inspiracją był polski punk,zagraliśmy raptem kilka gigów w Szczecinie i okolicach, nagraliśmy tylko jeden kawałek „McDonald” na punkową składankę. Zaraz po KZC powstał Krzycz. W trakcie grania w Krzycz mój przyjaciel Kopek zaprosił mnie do hc kapeli Oko. Ciężko mi było godzić grę w dwóch zespołach, a oprócz tego nie potrafię tego robić na dłuższą metę. Wziąłem udział w jednym studyjnym nagraniu, ale nawet nie mam pojęcia, ile utworów ze mną chłopaki z Oko wydali na ich pierwszej kasecie. Jak zaczynaliśmy Oko wszyscy byliśmy straight edge i zespoły, które nas kręciły to grupy jak Youth Of Today czy Minor Threat. Później już tylko był Krzycz.
Po rozpadzie Krzycz pracowałeś z Robertem parę miesięcy w Szkocji, a później wylądowaliście wspólnie w Chicago. Opowiedz nam o początkach pobytu w USA?
 Krzycz rozpadł się w Szkocji, po powrocie pracowaliśmy intensywnie kilka miesięcy w Polsce nad Rope. Zależało nam na tym, aby mieć demo nagrane jeszcze w Polsce, aby móc później znaleźć perkusistę w Chicago. Początki były trudne, tzw. szok kulturowy ,praktycznie zero znajomych. Powoli zaczynaliśmy poznawać nowych przyjaciół na koncertach i tak robiliśmy mały progres. Pierwsze próby były tylko jako duo, ale później poznaliśmy Mike’a przez ogłoszenie w budynku przeznaczonym wyłącznie do prób dla wielu muzyków z Chicago. Mieliśmy szczęście, bo dzieliliśmy pomieszczenie z byłym basistą Don Caballero.
Przed wyjazdem z Polski graliście już w Sznurzei tutaj nazwę zmieniliście na Rope. Powstał zespół, z którym graliście przez parę lat. Jeździliście na trasy po kraju i graliście
ze świetnymi muzykami, jak np. Darin Gray (Dazzling Killmen, Brise Glace, Chikamorachi, Grand Ulena, Yona-Kit , You Fantastic itd.).  Pierwszą płytę Rope nagraliście w studiu Electrical Audio, Steve’aAlbiniego. Niezły początek. Opowiedz nam o tym okresie, bardzo ważnym dla was jako kapeli.
Tak, to prawda, takie były plany jeszcze w Polsce, przed wyjazdem, że będziemy ciężko pracować na próbach i jak już wejdziemy do studia Albiniego,to musi być konkret. Muzycy, o których wspomniałeś to najwyższa półka. Mieliśmy też szczęście, bo ta nasz demówka nagrana w Warszawie jako duo została wydana w USA jako Rope „Fever” -przez Family Vineyard. Mając wytwórnię byliśmy już w lepszej pozycji w załatwianiu koncertów i ogólnej egzystencji undergroundowych muzyków w tak dużym mieście jak Chicago. Darin miał i ma sporo wydawnictw dla FV.Tak też zrodził się pomysł, aby pojechać na pierwszą wspólną trasę FV tour 2003,a parę miesięcypo trasce nagraliśmy płytę „Widow’s First Dawn” już jako trio,z Mikem na perkusji,z samym Stevem w jego studio. Darin nawet zagrał gościnnie na jednym z utworów.
Darin Gray i Steve Albini to dwóch świetnych muzyków. Steve Albini to również znakomity realizator dźwięku. Współpracowaliście z tak wspaniałymi muzykami, z jednym graliście, u drugiego nagrywaliście debiutancką płytę Rope –„Widow’s First Dawn”. Przemek, opowiedz nam o tych dwóch mistrzach.
Pierwsza trasa po stanach była właśnie z Darinem. Spędziliśmy mnóstwo czasu w jednym busie słuchając wielu jego ciekawych opowieści. Był to rok 2002, lato i trochę nie przyjemny czas na koncertowanie, bo środek lipca. Razem podróżując i grając nawiązaliśmy fajną przyjaźń i dlatego później powstał ten pomysł, bo okazało się, że Darin również gra na fortepianie. Fajnie się złożyło, kiedy Darin przyjechał na sesję właśnie do Electrical .Steve był totalnie zaskoczony ! Samo nagrywanie z Albinim było pewną rutyną. Albini to profesjonalista i mistrz w tym fachu. Pierwsze dwa dni facet zamienił może parę słów z nami. Nawet Darin się trochę podśmiewywał i próbował zagadywać, ale Steve był cholernie zamknięty w sobie. Ostatni już etap to było miksowanie Rope i dopiero wtedy Albini się bardzo otworzył – pytało Polskę i nawet znał grupę Dezerter ! Było naprawdę super. Jedyny minus był taki,że Steve nie lubi jazzu, a my wtedy słuchaliśmy płyt jazzowych niemal każdego dnia. Ogólnie fajne wspomnienia z Electrical i myślę, że jeszcze tam wrócę z Mako Sica,a Steve Albini to normalny facet,ciężko pracujący i nie było dziwnego dystansu i stresu związanego z sesją z samym gitarzystą Big Black i Shellac.
Zagraliście z Rope sporo koncertów. Opowiedz nam coś o trasach koncertowych. Jak to wszystko wyglądało? Na pewno była to niezła przygoda.
Tak jak już wspomniałem wszystko zaczęło się od trasy w 2002, później było już tylko lepiej dzięki pomocy chłopaków z Oxbow, głównie Eugenowi. Rope znalazł się w tej samej agencji koncertowej, co słynna grupa z San Francisco. Zagraliśmy ogólnie sporo gigów, 4 trasy,w tym dwa wybrzeża oraz północ i południe. Zawsze miło wspominam występy w St.Louis, a chyba najmniej w NY City. Coś musi być z tym Nowym Jorkiem nie tak, że doświadczenie grania tam zawsze było takie na odpierdol! Dopiero teraz,w ostatnich latach z Mako Sica jesteśmy w stanie doświadczyć pozytywne klimaty i zainteresowanie ludzi z NY. Pamiętam, jak przed naszym wyjazdem na zachodnie wybrzeże Darin powiedział nam, żeby być gotowym na najgorsze. Dazzling Killmen rozpadło się właśnie po takiej trasie. Wiele godzin jazdy w potwornie krótkim czasie robi swoje. Pamiętam,jak już po powrocie z Kolorado Rope zaczął grać magicznie koncerty. Wiesz, grając dzień po dniu robi swoje.Jak już wjechaliśmy do naszego stanu, IL, nawet małe koncerty robiły wrażenie.Zespół się bardzo fajnie scalał, wszystko się kleiło i dzięki temu muza robiła wrażenie. Pamiętam taki występ w Charleston, IL, kiedy totalnie odjechaliśmy, był totalny luzik na scenie plus zmęczenie i tęsknota za domem (Chicago). Całe wrażanie było zajebiste i ciężko teraz tak przytoczyć, co było w 2003 lub później.
Rope rozpada się po paru latach grania, a Robert przeprowadza się na stałe do Seattle. Przemek, z kim wtedy zaczynasz pogrywać i w jakich zespołach grasz? Jak wygląda wtedy scena chicagowska? Naszkicuj nam ją trochę.
Zaraz po rozpadzie Rope nawiązałem kontakt z Ericem, dobrym kumplem mojego innego przyjaciela, Jamesa. To było duo, ja na gitarze a Eric na kontrabasie i w między czasie pojawiła się trąbka. Praktycznie od rozpadu Krzycz nie miałem okazji grać na tym instrumencie. Było naprawdę super, to był koniec 2006. Na początku 2007 były garowy Rope, Mike Kendrick zaproponował, że, jeśli szukamy perkusji lub tego typu jazdy, to on jest bardzo chętny na wspólną grę. Dla przypomnienia, Mike odszedł z Rope jakieś 5 miesięcy przed rozpadem i decyzją Roberta o przeprowadzce do Seattle. Jako trio przyjęliśmy nazwę Matnia – to na cześć filmu Polańskiego. Jak to bywa wśród muzyków, Mike i ja mieliśmy swoją wizję grania oraz estetykę i etykę pracy, a Eric miał inną, bardziej akademicką. Z Matnią jako duo zagraliśmyokoło20 gigów lokalnych i jeden w St.Louis i zero wydawnictw,bo zespół zawiesił działalność w 2008 roku.
W 2007 powstaje w Chicago twój obecny zespół Mako Sica. Kto go stworzył i kto w nim grał ? Co oznacza nazwa Mako Sica ?

Jeszcze w trakcie aktywnych próbi koncertów grupy Matnia, wiosną, dokładnie w maju 2007, zacząłem projekt z Brentem Fuscaldo. Poznaliśmy się w Southern Records pracując razem w tej samej firmie i okazało się, że mamy wspólną chemię i nadajemy na tych samych falach. Brent był zainspirowany kapelami takim jak Fugazi , ale to on również zaraziłmnie bluesem,tym zajebistym rdzennym,a ja jego jazzem. Ruszyliśmy, jako duo, ale już po paru miesiącach grania namówiliśmy Michaela, żeby zagrał z nami parę prób na perkusji i jeśli mu ta muza podejdzie, to czemu nie spróbować jako trio?Tak już zostało, byliśmy cholernie głodni grania, a Mike Kendrick wpadł na szalony pomysł, by ruszyć w trasę. Powiedziałem szalony, bo Mako nie nagrało żadnej oficjalnej płyty, itd., ale ok, Mike stary hipis nie wnikał w szczegóły, chciał koncertować, więc pojechaliśmy na 2 tygodnie w trasę. Zmontowaliśmy taką demówkę, samodzielnie ją wydając, a nagranie zostało zrobione na prostym sprzęcie w sali prób. Nasz garowy zorganizował vana,taki mini bus z pracy, bo Mike pracował w firmie, która zajmowała siędywanami sprowadzanymi z Indii. No i tak kulaliśmy się firmowym busem bez okien z tyłu i prawdziwych siedzeń pasażerskich. Trasa była bardzo udana, zespół złapał świetną wibrację.A Mako Sica w tłumaczeniu to „martwy ląd”, który jest w okolicach stanu Arizona. Było sporo entuzjazmu, bo cieszyliśmy się wszystkim, każdą wzmianką o kapeli, ale zdawaliśmy sobie sprawę z realiów miasta Chicago, gdzie każdego dnia coś się dzieje i jest masa świetnych koncertów i duża liczba zespołów grających naprawdę oryginalnie.

 

 
Na koncie Mako Sica macie parę wydawnictw. Gdzie je wydawaliście?
Zaczęliśmy od Plus Tapes Records i jak sama nazwa wskazuje to była kaseta, czyli powrót do czasów Krzycz. Mały nakład wydany w Chicago. Później już było LP „Live on
Mayday at Strobe” dla lokalnej wytworni Permanent Records.100 winyli, limitowany nakład dość szybko sprzedany.To był rok 2009. Rok po tym było już nagranie studyjne z Toddem Rittmanem (US Maple) , był również LP „Dual Horizon” wydany dla La Societe Expeditionnaire,wytwórni z Pensylwanii, a jej właściciel Lou, nowojorczyk i świetny artysta (Louis and Clark Band) wydaje kolejny album w roku 2012 „Essence”.Czyli dla La Soc wydaliśmy dwa albumy na płytach winylowych, nośniku bardzo cenionym tutaj w USA. Było też parę kaset Mako Sica –„Essence” oraz „Renwal”-wydanie limitowane -50 sztuk we Francji. Rok 2014 już z nowym perkusistą, Chaetanem Newellem. Mike opuścił nas na początku 2014, ponieważ zdecydował się na przeprowadzkę do stanu Louisiana, a Chatan zasilił skład Mako Sica w połowie 2014 roku. Teraz długo oczekiwana płyta winylowa Mako Sica „Invocation”, która ukazuje się tutaj dla Feeding Tube Records już w maju, a w Polsce dla Instant Classic na CD.
Mako Sica istnieje już parę ładnych lat i zagraliście pewno sporo koncertów. Opowiedz nam o koncertach i trasach z Mako Sica. Gdzie i z kim graliście przez te lata?
Faktycznie, Jaro, to już dycha nam stuknęła. Zespół zaczął w maju 2007, a teraz czeka nas piąta trasa i znów wschodnie wybrzeże. Powiedziałem znów, ale w pozytywnym znaczeniu, ponieważ tylko raz byliśmy na zachodnim z Mako Sica , a te długie dystanse i godziny spędzone w vanie mogą by doskonałą próbą naszego charakteru. Pamiętam jak Darin Grey nas przestrzegał jeszcze w czasach Rope, że te odległości doprowadziły do rozpadu Dazzling Killmen . Zagraliśmy z wieloma fajnymi kapelami i nie sposób je wszystkie wymienić, dlatego może pominę nazwy, żeby nikogo nie pominąć, a miasta…Cóż, NYC, LA, San Francisco, Austin, Houston, New Orleans, Portland, Seattle, Memphis, Minnesota, St.Louis i wiele innych. Mogę dodać, że mieliśmy 4 lata przerwy od tras koncertowych po Stanach,po tym jak Mike wyprowadzi się do Louisiany.
Mieliście okazję ostatnio zagrać koncert z cenionym i znanym perkusistą jazzowym Hamidem Drake. Uważany on jest za jednego z najlepszych perkusistów muzyki improwizowanej na świecie. Opowiedz nam jak do tego doszło i jak wyglądał ten koncert.
Przez koncert, no i Hamid też był u nas na próbie. Jest zajebista wibracja z tym facetem ! Widujemy się raz w tygodniu, a czasami nawet razy, kiedy H.Drake koncertuje w Chicago. Ten nasz wspólny gig został profesjonalnie nagrany i jeśli masz jakiś pomysł na wydanie tego w Polsce to daj znać. Hamid chce więcej koncertów z nami a dla Mako Sica to ogromny zaszczyt. Oczywiście,że masz rację mówiąc, że jest uważany za jednego najlepszych perkusistów muzy improwizowanej na świecie. Sam pomysł kolaboracji powstał w głowie naszego dobrego przyjaciela Matta, który przyjaźni się z Hamidem ponad 25 lat. Któregoś zimnego wieczoru, a takich jest wiele w wietrznym mieście, spotkaliśmy się wszyscy razem w pakistańskiej restauracji i tak po ponad 5 godzinach długich i pasjonujących dyskusjach uznaliśmy, że trzeba to przełożyć na dźwięki. Dzięki, że zapytałeś się o Hamida, bo to kochany człowiek, który uwielbia Polskę i na pewno powiem mu o tym wywiadzie.
Przemek.mieszkasz już w Chicago 17 lat i do dziś twoją największą pasją jest muzyka. Znasz scenę muzyczną Chicago na wylot. Opowiedz nam teraz, co obecnie ciekawego można tam posłuchać. Jakie zespoły warte są uwagi.
Chicago to mój drugi dom, choć kiedykolwiek wracam z krótkiego pobytu ze Szczecina (spotkania z rodzicami) zawsze czuje się, jakbym wracał do siebie. Wiadomo, Szczecin to moje miasto i cholernie je kocham i nie ukrywam faktu, że zawsze byłem kibicem MKS Pogoń Szczecin. Nie szalikowcem, ale fanatykiem na pewno, bo oglądam prawie wszystkie mecze przez Internet i przeżywam jej bardziej, niż kiedy mieszkałem w Polsce. Czyli oprócz muzy to piłka i hokej (Chicago Blackhawks) są moją pasją. Wiesz, kapel to u nas jest tak wiele, że nie starczy nam wywiadu, żeby je wymienić, he, he. Możesz mnie posądzić o kolesiostwo, ale ja jestem lojalny wobec kumpli, więc wymienię chłopaków z US Maple . W maju gramy wspólnie z Markiem Shippym, no i Mark zagra w paru utworach z Mako Sica . Todd Rittmann to kolejny genialny muzyk, który po rozpadzie US Maple jest wciąż bardzo aktywny, no i nie zapominajmy o Patrick Sampson. Oprócz nich jest Thymme Jones z Cheer Accident , choć z nim nie mam jakichś bliskich kontaktów, mimo tego, że gość mieszka parę przecznic od naszego domu. Kolejna grupa, która jest zajebista to Ono z Travisem na czele. Na koniec muszę wspomnieć o Steve Krakow z Plastic Crimewave. To złoty człowiek, który trzyma chicagowską scenę psychedelic, facet, bez którego to miasto i scena underground nie może istnieć. O Hamidzie już mówiliśmy, choć on zawsze był związany ze sceną jazzową i reggae, ale nasz wspólny projekt może złamać pewne schematy i takie jest nasze marzenie. Doug McCombs z Tortoise grał właśnie ze swoim trio (Doug,Bill, Charles) ten koncert z Hamidem plus Mako Sica, więc trzymam rękę na pulsie, bo chłopaki zagrali super i to był ich pierwszy występ jako trio.
Na koniec wymień nam parę płyt, które ostatnio słuchałeś i zrobiły na tobie wrażenie.
Hmm, trudne pytanie, bo jestem fanem ECM i kupuję płytyz tej wytwórni dość często. Może cię zmartwię, Maku, ale nie bawię się w tzw.nowości, bo to drętwy termin i kurewsko niesprawiedliwy. Dla mnie „A Love Supreme”Johna Coltrane’a będzie zawsze nowością. Podczas mojej 17-letniej emigracji przestałem śledzić premiery płyt i to, co się ukazuje nowego. Zawsze liczy się jakość. Ale ok, już przestaję pierdzielić i przejdźmy do konkretów. „The Rough Guide to Psychedelic India”, Stockhausen „Karta” ECM 2000, Bill Dixon „Vade Mecum II”1996, Soul Note, Don Cherry „Codona” ECM, 1983, Fred Anderson & Hamid Drake „From The River to the Ocean”. Moja żona Lourdes kocha muzę z Kuby i Puerto Rico (kraj, w którym się urodziła),więc sporo afro-cuban jazzu można u nas posłuchać. Ale jak też wspominałem jestem lojalny wobec kolegów,wiec należy wspomnieć Ian MacKaye i niemal każda jego płyta jest dla mnie strasznie ważna, czy to było Fugazi , czy Evens .Ten gość zrobił cholernie dużo dla muzyki w USA. Jest zawsze gościnny, kiedy przejeżdżamy blisko Dischordu. Należy też wspomnieć o Faro , mój przyjaciel Robert zmontował super płytę, no i Oxbow.
Dzięki Przemku za czas, jaki poświęciłeś na odpowiedzi i ja czekam na koncert Mako Sica w Polsce.
Dzięki Maku! Tacy ludzie jak ty, którzy kochają muzę i nie mogą bez niej żyć stanowią sens tego, co my próbujemy przekazać z pomocą dźwięków, więc to ja dziękuję, że mnie znalazłeś i nie wiem jak to zrobiłeś. Widzimy się w Gdyni za rok? Much Love and Peace!
                                                                                                                                 MAKU

.

1 comment for “Wywiad z Przemkiem Drążkiem (Krzycz, Rope, Mako Sica)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *